Forum www.talia.fora.pl Strona Główna
FAQ :: Szukaj :: Użytkownicy :: Grupy :: Galerie  :: Profil :: Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości :: Zaloguj  :: Rejestracja


"Ostatni Skowyt Wilka" c.d.n.

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum www.talia.fora.pl Strona Główna -> Lupanar
Autor Wiadomość
Vincent Vega
Literacki napaleniec



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: znad Wód Wielkiego Babilonu
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 14:50, 07 Sty 2009 Temat postu: "Ostatni Skowyt Wilka" c.d.n.

„OSTATNI SKOWYT WILKA”



1. Balansując na granicy szaleństwa

- Młody ja Cie dobrze rozumiem.... ja też mam raty... przestań narzekać, a co ja mam powiedzieć? Żona i dzieciaki same się nie nakarmią, nie mówiąc już o tym tłustym kundlu -Jacek starał mówić spokojnie, żeby osoba po drugiej stronie słuchawki nie zorientował się, że ma łzy w oczach. Przecież nie wypada płakać czterdziestoletniemu chłopu... nie wypada, ale jak miał sobie wyobrazić jak to będzie kiedy już całkiem skończą się pieniądze, to oczy same zapełniały się słoną wydzieliną.
Jacek był taksówkarzem, a ceny benzyny pięły się w górę jak fasola z bajki o Jasiu i tak samo jak bajkowy Jaś, i on będzie się wspinał po tej 95cio oktanowej fasoli, aż wejdzie na samą górę, gdzie spotka wielkiego wychudzonego olbrzyma ubranego w brudną koszulkę z napisem „NĘDZA”. Olbrzym zje malutkiego Jacusia i jego całą rodzinę, która mimowolnie wspina się z nim po tym abstrakcyjnym pnączu dziewięćdziesiątki piątki. Ta surrealistyczna wizja wepchnęła go w jeszcze głębszy dół.
- Tak jestem, przepraszam... jutro im pokarzemy, zobaczymy jak te cholerne japiszony dadzą sobie rade bez nas przez jeden dzień... tak i podzwoń po chłopakach jutro zrobimy na ulicach mały kocioł. Dobra, już późno, to do jutra, zobaczysz, że się złamią.
Jacek odwiesił słuchawkę po czym ruszył w stronę dużego pokoju Chwila jaka była mu potrzebna, aby dojść do wygodnego fotela i spocząć wygodnie zdawała się ciągnąć w nieskończoność. W końcu mógł się zrelaksować i nie myśleć już o...
A jeżeli oni się nie złamią?
Tak to było wielce prawdopodobne, mogą ich wziąć na przetrzymanie i nic na tym wszystkim nie zyskają tylko stracą wszystkie pieniądze, jakie mogliby zarobić w ciągu tego całodniowego cyrku. Tak cyrku, cyrk to dobre słowo, bo co niby sobie wyobrażał, że cała władza w Polsce ugnie pod presją kilkudziesięciu taksiarzy, którzy staną pośrodku miasta i będą trąbić tak długo aż usłyszy ich sam premier. Może niech wytrąbią dziewiątą symfonie Beethovena, wtedy ten cyrk zostanie nagrodzony burzą oklasków.- Boże co ja mam robić?- zadał sobie po ciuchu to pytanie, a potem kilka sekund patrzył w pożółkły sufit jakby oczekiwał odpowiedzi. Po chwili zwiesił głowę i teraz jego otępiałe ślepia wpatrywały się w podłogę.
Mieliśmy kupić nowy dywan na święta- mówił do siebie, ale tym razem tylko w myślach- jest dopiero październik i dzieci nie mają jeszcze wszystkich książek, Marysia prosiła mnie o tę ładną błękitną sukienkę, byłoby jej w niej pięknie i wszystkie dziewczynki w podstawówce by jej zazdrościły. Tomek chciał buty do koszykówki, pewnie kosztują majątek. Jolka ma w tym roku studniówkę... matko ile tego jest! Co powiem dzieciom kiedy zaczną się upominać o to wszytko co im obiecałem? Że ich ojciec jest nieudacznikiem ot co, że po za jazdą samochodem niczego się w życiu nie nauczył. Że jest nikim, kompletnym zerem...
Samobójstwo.
Tak skończę to wszystko, pójdę do garażu i powieszę się na kablu od przedłużacza, rano żona zobaczy, że nie ma mnie w łóżku i pójdzie mnie szukać, znajdzie mnie wiszącego na rurze od ciepłej wody i... o czym ja myślę? Nie mogę tego zrobić, oni mnie potrzebują, nie mogę, nie mogę- z tą myślą Jacek zasnął w jakże już zasłużonym, powycieranym fotelu.
Rano obudzi się ze strasznym bólem głowy, tak uciążliwym, że nie da rady wziąć udziału w proteście. Nie przejąłby się tym tak bardzo gdyby zdawał sobie sprawę, że za niecałe trzy miesiące, podczas badań do nowej pracy, okaże się, że umiera...

Damian wszedł do małego pogrążonego w półmroku pokoju. Do ścian przyklejona była nieschludna, stara tapeta, pamiętająca pewnie poprzedni ustrój. Oprócz łóżka w pomieszczeniu znajdowały się jeszcze tylko pojedyncze, po odrapywane meble.
Podszedł do jedynego okna, tak brudnego, że dojrzenie przez nie czegokolwiek niemal graniczyło z cudem, i spojrzał z góry na obskurną, skąpaną w świetle księżyca ulice. Jego Toyota Corolla stała tam gdzie ją postawił, bynajmniej nie obawiał się, że ktoś ją ukradnie, o nie. Rdzawe odpryski na szarym lakierze siedemnastoletniej Toyoty skutecznie odstraszały każdego amatora nocnych zabaw w wielkiego złodzieja samochodów. Jedyne co mogło zainteresować potencjalnych rabusiów to jego ekskluzywne radio, prawdopodobnie stanowiące połowę wartości całego auta.
Teraz to nie ma znaczenia- pomyślał po czym zasłonił okno z takim niepokojem, jakby ktoś w bloku po drugiej stronie ulicy specjalnie przyczaił się z lornetką o 11 wieczorem, żeby podejrzeć jakie były powody jego wieczornej eskapady.
Wbrew pozorom źródłem strachu jaki malował się na jego pociągłej, bladej twarzy nie była obecność osób trzecich, ale wyrzuty sumienia, ten cichy głos przez który wstydził się jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku. Mimo, że robił to już od roku, poczucie winy nie znikało, miał nawet wrażenie, że staje się coraz większe. Czuł się jakby zdradzał narzeczoną...
-Zdrajca- odezwał się męski jadowity głos. Damian był zdekoncentrowany, szukał oczami osoby która do niego mówi, nikogo jednak nie zauważył. Po chwili już wiedział co się dzieje i wcale mu się to nie podobało. Co prawda miewał momenty zdenerwowania w których wydawało mu się, że ktoś do niego mówi, wszakże głos nigdy nie był taki realny. Czyżby czara się przelała?
- Staczasz się coraz niżej. Przyznaj się, że nigdy jej nie kochałeś. Teraz pewnie jesteś w siódmym niebie.
-Nie, robię to właśnie dlatego, bo Ją kocham.- ripostował sam sobie.
-Przestań szukać głupich wymówek, jesteś żałosny, zapomniałeś o Niej, czy Ona by o Tobie zapomniała?
-Nie, po prostu chce się poczuć tak jakby wciąż była ze mną.
-Łgarz! Nie kłam, że nigdy nie miałeś chętki na inne, nawet kiedy byliście razem!
-Nie kłamię!
-Przypomnij sobie jak podrywałeś koleżanki w pracy, kiedy ona zostawała sama w domu. Patrzyłeś na ich cycki i żałowałeś, że Twoja Agusia takich nie ma. Była taka płaska, a Ty kochasz duże biusty, wyobrażałeś sobie jak je posuwasz, jak całujesz ich gorące ciała. Mentalnie już dawno ją zdradziłeś.
Kłótnia która toczyła się tylko w jego głowie nie wpłynęła pozytywnie na jego nerwy. Teraz był jeszcze bladszy, a dłonie trzęsły mu się jak alkoholikowi w drugim tygodniu detoksu. Rozejrzał się po pokoju.
-Przytulnie, jak na tani burdel- powiedział pod nosem, szukając jednocześnie włącznika, który rozjaśni ten kuriozalny półmrok. Znalazł. Przełączył raz i zrobiło się jeszcze ciemniej, przełączył ponownie i dopiero teraz zorientował się, że jedynym źródłem światła w pomieszczeniu jest obnażona z klosza, wisząca tuż pod sufitem, czerwona żarówka, która spowijała pokój mętną, szkarłatną aurą.
W tym momencie do pokoju weszła dziewczyna. Damian gwałtownie, jakby wystraszony, odwrócił się w jej stronę. Dobrze wiedział kim była, w końcu dziesięć minut wcześniej sam wybrał ją spośród czterech innych dziwek. Miała na imię Natasza, a raczej tak się przedstawiła. Nie była za ładna i brakowało jej jednego zęba, ale jako jedyna ze wspomnianej czwórki była niewysoką szatynką i zgodziła się spędzić z nim calutką noc za jedyne 300 złotych. Usiadła na łóżku, a dokładniej na bordowym wyliniałym kocu który zapewne służył już nie jednej parze kochanków, i zaczęła się rozbierać.
-Masz jakieś specjalne zachcianki?- spytała bez jakiegokolwiek skrępowania. Widać było, że mimo młodego wieku poczucie wstydu straciła wielu gachów temu.- Loda robię w cenie usługi, ale żeby poruchać mnie od tyłu musisz zapłacić ekstra.- Przykro było słuchać jak dziewczyna, która prawdopodobnie nie ma jeszcze skończonych dwudziestu lat, mówi o takich rzeczach bez żadnych emocji, zupełnie jakby rozmawiali o pogodzie.
Damian osądził ją szybko tak jak to czynił z innymi. Ona już upadła i nigdy się nie podniesie. Czy jego czeka taki sam los? Czy on też będzie grzązł w gęstym bagnie tak długo, aż nie będzie w stanie wyciągnąć z niego ręki, żeby sięgnąć podanej przez kogoś dłoni? Ale kto miałby wyciągnąć tę dłoń, prędzej brzytwę... kiedyś tonął i chwycił się brzytwy... już nigdy sobie tego nie wybaczy.
- No to jak?- ponaglała go. Była już całkiem naga, a on stał tuż przed nią. Damian był wysokim mężczyzną, a dysproporcja wzrostu jaka istniała między nimi, teraz wydawała się jeszcze większa. - Chcesz od tyłu?
- Nie - odpowiedział, a następnie wyjął z portfela parę zielonych banknotów- Ale mam do Ciebie prośbę. Dam Ci 200 złotych jeżeli w trakcie będziesz mówiła, że... - zamilkł na chwilę i dokończył niepewnym głosem - ,że mnie kochasz. Zgoda? - Nie mógł uwierzyć w to co robi, jedyne uczucia jakie nim targały od dłuższego czasu to tylko ból i nienawiść. Czyżby wspomnienie Agnieszki tak na niego wpływało. Pamięć o niej była ostatnią rzeczą jaka ratowała go przed zatraceniem. „Aga czemu Cię nie ma, przy Tobie byłem dobrym człowiekiem.”
Ta niecodzienna propozycja sprawiła, że Natasza miała zamiar się roześmiać, tak jak zawsze kiedy słyszy dobry dowcip, ale widząc zadumaną twarz swojego klienta zrozumiała, że mówi jak najbardziej poważnie. Wzięła swoją premie, ale po chwili zastanowienia oddała Damianowi pieniądze, wkładając mu je delikatnie w dłoń.
- Dobrze, ale zrobię to za darmo, bo jesteś słodziutki.- powiedziała głosem anioła, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha. Mówiąc to w ten sposób wydawała się całkiem ładna i miła. Zimna kurwa, którą była jeszcze kilkadziesiąt sekund temu zamieniła się w ciepłą i życzliwą dziewczynę. To smutne, że on stąd wyjdzie nad ranem a ona po kilku godzinach snu znowu wróci do roboty, a miłość będzie ostatnią rzeczą jaka będzie chodzić po głowie jej kolejnym klientom. Będą ją obrażać, bić i poniżać. Być może, któryś wybije jej kolejnego zęba. Być może wydawało się jej, że Damian jej pomoże, ale się myliła. Była prostytutką, takie było jej przeznaczenie, tak samo jak jego przeznaczeniem było stać się martwą powłoką bez duszy. Zupełnie jak w jego przypadku jej losem kierowała niewidoczna, fatalna ręka i nikt nie może temu zaradzić.
Patrzyli na siebie jeszcze przez kilka chwil, a niewyraźne krwawe światło dodawało całej scenie przygnębiający wyraz. Damian wpatrywał się w Milenę rozkojarzonymi oczami nie wiedząc co ma zrobić. Chciał żeby przestała tak na niego patrzeć i żeby przestała się uśmiechać. Niech lepiej już nic nie mówi, pomyślał, nienawidzę gdy ludzie wzbudzają we mnie litość.
- A tak w ogóle to nazywam się Milena, nie Natasza. - dalej słodko się uśmiechała.
Zdjęła maskę dziwki o imieniu Natasza i pokazała swoją twarz. Milena nie była szmatą, nie była rzeczą. Była kobietą, czyjąś córką, miała swoją intymność, być może kogoś kochała. Może do tego stanu doprowadził ją jakiś parszywy epizod jej życia, ojciec pedofil, mieszkanie w domu dziecka lub cokolwiek innego. Damian dopiero teraz to w pełni zrozumiał, ale czy chciał to zrozumieć? W żadnym wypadku. To niszczyło jego zrównoważoną, pełną nostalgii egzystencje, którą w pewnym sensie polubił. Dbał tylko o siebie, a inni ludzie byli niczym więcej jak statystami, którzy nie odgrywają żadnej roli. Jednak to co powiedziała Milena sprawiło, że zaczęły targać nim wątpliwości.
A jeżeli jednak można jej pomóc?
- Nie myśl o tym, zerżnij ją - powtórnie zaszeptał mu do ucha ochrypły, jadowity głos. Damian stał bez ruchu z zamkniętymi oczami zastanawiając się co ma zrobić. Czuł, że kołysze się pomiędzy rzeczywistością, a własnym światem.
- Możemy zaczynać?- Milena spytała lekko zakłopotana.
- Co Ty sobie myślisz? Że weźmiesz ją do domu i u Twego boku zacznie nowe życie? Ulżyj sobie na niej, tylko do tego się nadaje.
Targały nim skrajne uczucia. Ona potrzebuje pomocy, ale czy jemu ktoś pomógł gdy tego potrzebował? Nie. Gdyby nie ludzka bezduszność być może Aga jeszcze by z nim była. Ta dziwka na pewno jest taka jak reszta, nie warto się nad nią litować.
- Masz rację, po co zawracać sobie nią głowę, jest żenująca.
- Kolego? - jej konsternacja, na widok dziwnie zachowującego się klienta, powoli zaczęła przeradzać się w strach. Była całkiem naga, a co jeżeli za chwile będzie musiała uciekać?
Damian otworzył swoje brązowe oczy. Nie był już tak papierowo blady jak wcześniej, a lęk w ślepiach ustąpił miejsca jakiejś zwierzęcej dzikości.
- No to jak? Zaczynamy?- spytała niepewnie, zaskoczona tak nagła przemianą mężczyzny który przed nią stał.
- Tak. Tylko daj z siebie wszystko, kwiatuszku. - odpowiedział, drwiąco akcentując ostatni wyraz.
W nocy używał sobie jak nigdy, momentami całkowicie tracąc nad sobą panowanie. Był podniecony władzą jaką miał nad tą kobietą. Jak ona miała? Nie wiedząc czemu szybko zapomniał jej imię. Przypomniał je sobie na krótko tej samej nocy, kiedy to w stanie największej ekstazy przez chwilę zamiast twarzy Mileny widział twarz Agnieszki. Narzeczonej, którą zabił...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Talia
Diamond Bitch



Dołączył: 31 Paź 2008
Posty: 68
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: że znowu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:57, 07 Sty 2009 Temat postu:

Jestem pierwszą szczęściarą (na tym forum), która tekst miała okazję przeczytać.
Mój komentarz niestety mimo wszystko nie będzie długi jak zazwyczaj.
Bo uważam, że nad dobrymi tworami nie trzeba sie specjalnie rozczulać. Ten taki jest bo przemawia sam za siebie; traktuje o realiach, o czymś co jest nam (przynajmniej mi) bliskie.
Utwór charakteryzuje się się świetnym i błyskotliwym humorem, co dodaje mu szczególnego uroku.
Bohater...ach to już osoba kwestia. xD
Jest dobrze skonstruowany i interesujący, momentami przypomina... mnie. ;P Żeby aż tak jednak nie lukrować dodam, iż spotkanie z dziwką jest nieco przewidywalne, takie jakie można już gdzieś spotkać.
Ale czy spotkanie z panną lekich obyczajów może być interesujace i twórcze? Chyba tak...
Czekam na ciąg dalszy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vincent Vega
Literacki napaleniec



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: znad Wód Wielkiego Babilonu
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 14:08, 08 Sty 2009 Temat postu:

kolejne dwie części książki

Konrada Nowickiego obudziła wąska stróżka promieni porannego słońca wdzierająca się do mieszkania przez niedokładnie zasuniętą zasłonkę. Przewrócił się z boku na plecy i obscenicznie podrapał się po kroczu pojękując przy tym żałośnie. Przetarł oczy tą samą ręką która przed chwilą uwolniła go od nieznośnego swędzenia, po czym z na wpół zamkniętymi powiekami zaczął obmacywać nocną szafkę w poszukiwaniu budzika. Budzik znalazł się dopiero na podłodze, gdzie musiał go strącić kiedy ten natrętnie próbował wyrwać go z objęć morfeusza, tak przyjemnych w chłodne, jesienne poranki. Ponownie przetarł oczy, tym razem żeby dokładnie odczytać ustawienie czarnych wskazówek na tle kremowej tarczy zegara. 9.46, niewzruszony stwierdził, że znowu spóźnił się do szkoły. Wcale mu to przeszkadzało. Od kiedy skończył 18 lat i rodzice wynajęli, a raczej wyłudzili, dla niego to małe, dwupokojowe mieszkanko, jeszcze nie zdarzyło mu się zdążyć do szkoły na czas.
Kto by się przejmował nakazami i zakazami mając za ojca Pana Burmistrza Zbigniewa Nowickiego. Rok zawsze zaliczały mu same obecności w szkole, a nawet gdyby do niej nie chodził to tata na pewno porozmawiałby z dyrektorem, który burmistrzowi zawdzięcza tę dobrze płatną posadę. Jako, że nigdy się nie uczył miał dużo wolnego czasu. Przeznaczał go na systematyczne włóczenie się po imprezach, a ostatnimi czasy balety organizował również na swoim kwadracie. Jakby tego było mało czas umilał sobie także w towarzystwie młodszych koleżanek, które w każdy piątek zapraszał do znajdującego się poza miastem, klubu swojego brata Mariusza.
-Dzisiaj jest piątek.- pomyślał, a na jego buźce zawitał cyniczny uśmieszek.
Jego życie było łatwe i bezproblemowe. Zawsze dostawał to czego chciał i nigdy nie musiał się starać ani dziękować. Wszystko byłoby takie idealne gdyby nie jedna rzecz , która go nurtowała. Problem polegał na tym, że w maju będzie musiał napisać maturę, a przy obecnym systemie nie będzie mu tak łatwo zdać jak jego bratu, któremu nauczyciele równie dobrze mogliby sami wypełnić arkusz egzaminacyjny. Ale do matury jeszcze daleko i póki co Konrad nie miał zamiaru zawracać sobie nią głowy. Przecież wcześniej jest studniówka na której będzie się bawił jak nigdy, niekoniecznie tylko z jedną partnerką.
Usiadł na łóżku, a następnie opieszale wstał i podszedł do otwartej, pełnej markowych ciuchów szafy. Wyciągnął z niej podkoszulek Nike, spodnie z opuszczonym krokiem i brązową bluzę z kapturem na której widniał powystrzępiany napis Pitbull. Z agresywnym Pitbullem Konrad nie miał zbyt wiele wspólnego, jeśli reinkarnacja jest prawdą to w kolejnym wcieleniu najprawdopodobniej będzie chytrym lisem.
Gdy już się ubrał ruszył przez zabałaganiony pokój (sprzątaczka wpadnie dopiero w poniedziałek) w stronę łazienki. Po drodze boleśnie potknął się o leżący na ziemi kij baseballowy, z którego nigdy nie skorzystał, służył mu on wyłącznie do szpanowania przed kumplami. Zawył z bólu, a całą nagromadzoną złość wyładował na niewinnym kiju, kopiąc go bosą stopą tuż pod drzwi wejściowe. Pokrzywdzony przedmiot zemścił się sprawiając mu jeszcze więcej cierpienia, ale tym razem Konrad już nie krzyczał tylko w kilku słowach rodem z rynsztoka przeklną cały świat.
Stanął przed szaletem i gorączkowo rozpiął rozporek. Jęczał jakby rozkoszował się orgazmem, a przy zaspakajaniu swojej potrzeby zalał moczem deskę klozetową i podłogę w jej pobliżu. Kiedy już poczuł ulgę od razu podszedł do zlewu, nie fatygując się nawet, żeby spuścić wodę w sedesie. Nigdy tego nie robił, a dowodem na to był drażniący nozdrza zapach uryny do którego Konrad się przyzwyczaił na tyle, żeby go ignorować. Stanął przed lustrem i oddał się porannej toalecie, robił to niezgrabnie rozlewając wokoło potężne ilości wody. Po umyciu rąk, twarzy, uszu i zębów przez dłuższą chwilę patrzył na swoje odbicie tak jakby widział się pierwszy raz w życiu.
- Boże, ale ja jestem zajebisty.- powiedział nienaturalnie niczym marny aktorzyna grający w jakimś tanim romansie. Nie dało się ukryć, że Konrad był wyjątkowo urodziwym młodzieńcem o błyskotliwych błękitnych oczach. Nieskazitelna cera i zadbane blond włosy sprawiały, iż pod względem powierzchowności bił swojego starszego brata na głowę, którego natura nie obdarzyła zbyt hojnie. Mariusz był typem osiłka z głową do interesów zaś Konrad bawidamkiem ze sporym powodzeniem. Gdyby miał sporządzić listę rzeczy które najbardziej lubi to zapisałby na niej trzy punkty:
1.Laski.
2.Zaliczać laski.
3.Porzucać laski.
Kobiety były dla niego takimi samymi zabawkami jak małe sterowane radiem samochody, które jako dziecko najpierw z przyjemnością niszczył, po czym z jeszcze większą przyjemnością sięgał po następne.
„Kocham Cię”, „Jesteś dla mnie wszystkim”, „Zawsze będziemy razem”. Te słowa wypowiadał z taką łatwością i tak przekonująco, że aż trudno było uwierzyć, iż bywały dni w których raczył nimi dwie lub nawet trzy różne dziewczyny. Najlepsze były małolaty. Wyrwanie takiej szesnastki, która życie znała tylko z amerykańskich seriali dla nastolatek było proste jak obsługa pilota od telewizora.
Wystarczyło wiedzieć który guzik warunkuje pożądany efekt.
Dobranie się do majtek takiego egzemplarza nigdy nie zajmowało mu więcej niż dwa dni. Wystarczyło zaaplikować starą oklepaną gadkę której słowa znał już na pamięć. „Wiesz nigdy nie byłem zakochany... bla bla bla... Ty jesteś wyjątkowa... bla bla bla... wbrew pozorom jestem bardzo wrażliwy... bla bla bla... proszę udowodnij mi szczerość swoich uczuć”, amen i do łóżeczka. To była jego koronna rola. Czerpał z tego tyle nieopisanej przyjemności, że czasami wydawało mu się, że bajerować te naiwniaczki lubi bardziej niż je dymać. Jednak nawet to nie było najlepsze w całym przedstawieniu. Najwięcej toksycznej radości czuł gdy spektakl zbliżał się do finału. Kiedy laska zaczęła mu się nudzić, a to zależało od tego na ile wyuzdanych gierek udała się namówić, żeby zaspokoić pragnienia swojego Pana, bezceremonialnie oznajmiał jej, że z nią zrywa, bo kolega widział ją z kimś, kiedyś, gdzieś. Na koniec nie odmawiał sobie frajdy oznajmienia ze łzami w oczach jak bardzo jej nienawidzi i jak potwornie go skrzywdziła. Ostatnim aktem całej sztuki było szczerzenie się do telefonu komórkowego, czytając razem z kumplami, multum upokarzających smsów, wyrażających nieuzasadnioną skruchę ofiary. Ubaw po pachy, kurtyna w dół i wszyscy są zadowoleni.
Prawie wszyscy...
Konrad przejrzał się w lusterku po raz ostatni szukając na swoim odbiciu niepożądanych skaz. Posiadał kilka słabo widocznych niedoskonałości, lecz na ich dostrzeżenie nie pozwalało mu samouwielbienie, którego nauczyła go rozpieszczającą matka. „Konradku nie przejmuj się tą hołotą, pamiętaj, że jesteś od nich lepszy pod każdym względem”, powiedziała mu raz kiedy jako dziesięcioletni szkrab po lekcjach wszedł do samochodu cały zapłakany, ponieważ został natarty śniegiem przez chłopaków z szóstej klasy. „Pamiętaj, że jesteś lepszy od innych...”, powtarzała mu wielokrotnie, nie wiedząc jaką krzywdę wyrządza swojemu dziecku.
- Uff, wszystko w porządku. - wyszeptał z taką ulgą jak gdyby znalezienie jednego pryszcza miałoby oznaczać zagładę naszej cywilizacji, albo co gorsza koniec jego popularności. Użył jeszcze antyperspirantu w sprayu, zaczesał blond grzywkę, podrapał się za uchem i voila, gotów do wyjścia.
W szkole musi wyglądać idealnie. Jest piątek i co za tym idzie szykuje się impreza w klubie Mariusza, a on nie ma z kim iść. Koleżanka (na tyle pojętna, że nie dała się nabrać na jego tani podryw) zaproponowała, że przedstawi mu jakąś pierwszoklasistkę. Podobno nieśmiała, a na dodatek jeszcze tego nie robiła. Świetnie. Dzisiaj ma ochotę na dziewicę, zawsze najbardziej właśnie je lubił zaliczać, ale dzisiaj ta ochota przerodziła się obsesje. Najlepsze w całej zabawie w rozdziewiczanie to ten grymas bólu na ich niewinnych buziach kiedy w nie wchodzi. Kocha czuć jak się wiją pod jego ciężarem i próbują przybrać pozycje w której ból będzie mniejszy.
-No to zabalujemy. - pomyślał, a na jego twarzy znowu pojawił się cyniczny uśmieszek, który momentalnie znikł.
Ale co jeżeli odmówi? Nie zna jej, być może najpierw zgodzi się z nim pójść, a jak będą sam na sam to zaprotestuje. Tego by nie wytrzymał, jemu się nie odmawia. Jeżeli nie będzie uprzejma powiedzie „nie” to on też nie będzie uprzejmy. Rzuci ją na ziemię, zedrze z niej spodnie i tak wyrucha jej dziewiczą pizdę, że do końca życia będzie żałować swojej decyzji! Tak, właśnie! A jak zagrozi, że pójdzie na policje to...
Przeszył go gwałtowny dreszcz obrzydzenia jaki człowiek czuje, kiedy zobaczy coś makabrycznego. Nie do końca zdawał sobie sprawę z tego co go tak przeraziło, czy było to wspomnienie straszliwej zbrodni której kiedyś był świadkiem czy fakt, iż w głębi duszy sam byłby zdolny do tak potwornego czynu.
Poczuł mdłości, ale nie miał czasu przejmować się chwilowymi problemami z żołądkiem. Musiał się pośpieszyć, żeby jeszcze zdążyć cokolwiek wyrwać, w wypadku gdyby tamta dupa puściła go kantem. Wszedł do salonu, który był jednocześnie sypialnią i wziął do ręki leżący na stoliku srebrny telefon komórkowy. Sprawdził czy nie ma żadnych wiadomości po czym wybrał dobrze sobie znany numer i nacisnął zieloną słuchawkę. Minęła chwila zanim ktoś odpowiedział.
- Dzień dobry. Proszę o przysłanie taksówki na ulicę Jana Matejki, blok numer 5 mieszkanie 13. - powiedział jak automat, widać było, że zdanie to w niezmienionej formie wypowiadał niemal codziennie.
-Bardzo mi przykro Proszę Pana, ale pańskie zlecenie nie może zostać przyjęte, ponieważ wszyscy taksówkarze w dniu dzisiejszym strajkują. - żeński głos z dyspozytorni odpowiedział równie automatycznie. Brzmiało to jakby dialog toczył się między dwoma robotami.
- Jak to strajkują?... Czy Ty robisz sobie ze mnie jaja? Wiesz kim ja jestem? - Konrad impulsywnie wybuchnął, a patrząc na niego, aż trudno było uwierzyć, że ta wykrzywiona w złowrogim grymasie twarz należy do tego samego uroczego nastolatka.
- Bardzo Pana przepraszam, ale nic nie mogę poradzić. - głos dyspozytorki łamał się jakby zaraz miała się rozpłakać.
- A co mnie to obchodzi! Jak nie będę miał tu taryfy za 5 minut to mój ojciec zamknie ten wasz cały pieprzony burdel!
- Proszę niech Pan zrozumie... - chciała się wytłumaczyć, lecz jej rozmówca nie pozwolił nawet dokończyć zdania.
- Nie rozumiem! Goń się!- Raptownie się rozłączył, a telefon z dużym impetem rzucił na łóżko. Był tak rozwścieczony, że aż nim rzucało. Powodem konwulsyjnej złości bynajmniej nie była problematyczna sytuacja w której się znalazł, lecz fakt, że ktoś mu odmówił. Jemu się przecież nie odmawia. Konradowi Nowickiemu nikt nigdy nie ważył się przeciwstawić. Jego duma została urażona, a On nie mógł z tym nic zrobić. Upokorzenie jakiego doznał wyzwalało w nim ogromne pokłady negatywnej energii.
Rozgniewany zwalił się na rozścielone łóżko. Chwycił telefon, który przed momentem tak niegrzecznie potraktował i obracając go sobie nerwowo w palcach zaczął intensywnie myśleć. Chwilę to trwało zanim w jego jasno niebieskich oczach pojawił się błysk, który jak zawsze obwieszczał dobry pomysł. Zadzwoni do Winczewskiego. On mu nie odmówi. Winczas jego brata boi się bardziej niż tego, że ktoś skasuje mu jego wyczesaną furę. Kilkoma szybkimi ruchami kciuka wybrał numer z pamięci telefonu i przyłożył go sobie do prawego ucha. Twarz znowu pokryła mu się jego typowym uśmiechem.
- Winczas? - zapytał bez zastanowienia.
- Taaa, co jest? - odrzekł nieprzytomnie, nawet w tej krótkiej odpowiedzi słychać było znużenie wyrwanego ze snu człowieka.
- Hej jest problem, pożyczył byś mi bryki do wieczora. - zaproponował. Konrad nawet nie próbował akcentować swojej prośby tak, żeby brzmiała jak pytanie.
- Noo... eeee...No nie ma sprawy. - Winczas zgodził się niechętnie.
- No ja myślę, że nie ma sprawy. Dzięki stary zaraz do Ciebie zejdę po kluczyki, nara. - Szybko, miło i przyjemnie. Po jego wcześniejszym wzburzeniu nie było już śladu. Jemu się nie odmawia i tak ma być. Konrad się nie pomylił. Dobrze pamiętał, że samochodu będzie potrzebował, aż do następnego dnia, ale miał zamiar specjalnie zrobić kumplowi z piętra niżej niemiłą niespodziankę, niech zobaczy kto tu rządzi.
Konrad Nowicki wyjechał spod bloku numer 5 granatową Hondą Accord o godzinie 10.30. Ruszył prosto przed siebie nieprzepisowo trąbiąc na irytujących go mieszkańców, którzy wybrali się na poranny spacer po swoim osiedlu. Dojechał do wyjazdu ze strefy zamieszkania i uprzednio upewniając się, iż nic nie jedzie z piskiem opon skręcił w lewo w kierunku głównej ulicy. Wystarczyło wybrać dłuższą trasę i skierować się w przeciwną stronę, żeby nie wpaść w gigantyczny korek o którym w innych okolicznościach poinformowałaby go doprowadzona do łez operatorka centrali. Konrad bez wątpienia natychmiast by zawrócił, gdyby tylko wiedział, że tego zimnego poranka na płonącej ludzką desperacją ulicy w gąszczu unieruchomionych samochodów, obudzi bestie...



Ojej, znowu trzeba iść do szkoły,. Ale mi się nie chce wstawać, odpocznę jeszcze chwilę pod kołdrą z zamkniętymi oczami. O Boziu jest tak błogo, mogłabym tak leżeć wiecznie, ptaki ślicznie śpiewają, posłucham ich sobie jeszcze trochę. No dobra otwieram oczy, bo zaraz się spóźnię. Na trzy. Raz, dwa i ... nie jeszcze chwilka. Milutko. Słońce tak przyjemnie grzeje po plecach i do tego ten zapach. Mama chyba znowu smaży mi naleśniki. Wie, że dzisiaj mam ważny sprawdzian, jest taka kochana. Troszeczkę burczy mi w brzuchu, czas się podnosić...
Milena otworzyła swoje brązowe oczy i momentalnie ogarnęła ją czarna melancholia. Zamiast ujrzeć pogodny, napełniony słonecznym blaskiem, kolorowy pokój, zobaczyła te same zabrudzone i poskrobane ściany miejsca w którym przyszło jej zarabiać na życie. To było takie przykre. Ponownie śnił jej się ten sam sen, obrazujący najcudowniejsze chwile z jej dawnego życia. Mimo że miała go niemal każdej nocy to jednak wszystkie doznania, których w trakcie doświadczała, mamiły ją skutecznie nie pozwalając przejrzeć perfidnej iluzji zapodanej przez zmęczony umysł. Dlaczego to był tylko sen? – pomyślała wtulając się w poduszkę, z oczu popłynęły jej kryształowe łzy – dlaczego to mnie spotkało?
Milena Dziedzic nie zawsze była prostytutką, szczerze mówiąc nawet nie bardzo lubiła seks. Raz była z chłopakiem i wcale jej się nie spodobało, los sprawił, że już nigdy tego nie polubiła. W szkole zawsze miała same piątki, a incydentalne czwórki szybko poprawiała. Dobre oceny szły w parze z nienagannym zachowaniem tak w szkole jak i w domu. Po śmieci ojca chętnie pomagała mamie wychowywać trójkę znacznie młodszego rodzeństwa, nie żądając za to ani nagrody, ani nawet pochwały. Roczna Iza jak na dziecko wyjątkowo dokazywała, nawet zakładały się z mamą, że jak dorośnie to zostanie diwą operową. Chłopcy byli parę lat starsi i nie potrafili usiedzieć na miejscu. Milena była złotym dzieckiem, kochającym i wyrozumiałym. Wprawdzie żyło im się biednie, ale szczęśliwie... do czasu. Do czasu kiedy to po długiej i wyniszczającej chorobie cała czwórka została osierocona przez matkę która była ich jedyną rodziną. Milena już wtedy studiowała i miała świetne oceny, jednak skromne stypendium ledwo wystarczało na zapłacenie rachunków nie mówiąc już o zakupie jedzenia i reszty niezbędnych artykułów. Została zmuszona rzucić studia i rozejrzeć się za dobrą pracą aby móc utrzymać rodzeństwo. Niestety czasy były nawet gorsze niż obecnie. Rzeczywistość szybko obaliła ją na ziemię i już nie pozwoliła się podnieść. Okazji do zarobku było jak na lekarstwo, a zarobione pieniądze niemal w całości przeznaczała na wynajęcie opiekunki, która zajmowała się dziećmi w trakcie jej nieobecności. Milena nie wiedziała co robić, była pogrążona w rozpaczy, a rozpacz ta pchnęła ją do podjęcia najbardziej rozpaczliwej decyzji. Pierwszy raz był trudny, ale potem było coraz łatwiej, powoli traciła szacunek do samej siebie co pozwalało jej znosić niekończące się upokorzenie. Może i z upływem miesięcy praca wydawała jej się prostsza, ale wciąż polegała na sprzedawaniu ciała, więc nic w tym dziwnego, że miewała chwile załamania w czasie których pragnęła się wycofać, jednak miłość do bliskich, którzy jej potrzebowali, skutecznie ją powstrzymywała. W końcu mogła się nimi zajmować, bo pracowała w nocy, jednak i tak było ciężko.
Czas mijał. Chłopcy podrośli na tyle, żeby w miarę potrzeby opiekować się młodszą siostrą, która także nie sprawiała już tylu kłopotów. Niestety pomoc dziesięcio i dziewięciolatka nie zdawała się na wiele, a co za tym idzie Milena ledwo znosiła trudy kolejnych dni. Krótko sypiała i niewiele jadła, całkowicie się poświęcała wątpiąc czy jeszcze warto. Raz zdarzyło jej się nawet zasnąć pod swoim klientem, bo nie udało jej się zmrużyć oka przez ponad 24 godziny. Facet mocno się wkurzył, doprowadzony do białej gorączki wybił Milenie zęba i pokiereszował twarz, tak dotkliwie, że nie mogła pracować przez ponad tydzień. Po całym zajściu spojrzała w posmolone lustro i zaczęła płakać. Łkała tak minorowo, że gdyby ktoś ją wtedy zobaczył to nie potrafiłby pozostać obojętnym na jej tragiczne położenie i zabrałby ją stamtąd w tej samej chwili. Jednak nikt jej wtedy nie widział ani nie słyszał, a łzy cierpienia wylewa przed tym samym lustrem po dziś dzień. Po paru miesiącach w końcu stała się rzecz której można było się spodziewać. Kurator rodzinny stwierdził, że dzieci nie mają odpowiednich warunków do życia i umieścił je w domu dziecka. Kiedy po tych wszystkich wyrzeczeniach została sama ogarnęło ją przygnębienie które jednak szybko ustąpiło miejsca niewyobrażalnej uldze. Było jej wstyd, że nie przejmuję się losem bliskich, ale przecież ona też chciała żyć. Nikt inny nie oddałby się swojej rodzinie tak fanatycznie jak ona, więc miała prawo zwyczajnie cieszyć się wolnością. Zanim się obejrzała już snuła plany na temat swojej przyszłości. Myślała, że teraz kiedy nikim nie musi się przejmować szybko odrodzi się z popiołów niczym mityczny feniks. Na pewno rzuci tę chorą robotę i może pójdzie studia zaoczne. Milena pierwszy raz od miesięcy czuła się w pewnym sensie szczęśliwa z nową energią do działa. Tygodniami próbowała znaleźć jakąś pracę jednak życie szybko zweryfikowało jej marzenia i pokazało miejsce w szeregu. Gdziekolwiek nie poszła nikt nie widział w niej tej odpowiedzialnej, inteligentnej osoby jaką była. Każdy oceniał ją na podstawie starych, już ledwo dostrzegalnych blizn i miejsca zamieszkania. Uświadomiła sobie, że jest uzależniona od swojego statusu. Jeżeli ktoś spadnie na samo dno społeczeństwa to już nigdy się nie wybije. Zżerała ją nienawiść do samej siebie za to jaka była głupia i naiwna. Po trochu zaczęły kończyć się pieniądze, więc zacisnęła zęby i znowu się prostytuowała żeby przeżyć. Nie miała przyjaciół, nie miała z kim zamienić słowa. Po pracy wracała do pustych czterech ścian i kładła się w pustym łóżku. Niejednokrotnie wcale z niego nie wychodziła, zwijała się w kłębek obejmując własne kolana i cały dzień patrzyła na leniwie poruszające się wskazówki zegara. Tak bardzo potrzebowała bliskości, czyjegoś współczucia. Czy zbyt wiele pragnęła? Chciała tylko żeby ją ktoś przytulił, wziął za rękę i porozmawiał z nią, spytał jak jej minął dzień, czy niczego nie potrzebuje. Milena wpadła w głęboką depresje, właśnie wtedy zaczęły pojawiać się te pozornie piękne sny, które po przebudzeniu okazywały się szyderczymi koszmarami.
Usłyszała szelest. Impulsywnie poderwała głowę i dopiero teraz przypomniała sobie, że nie jest sama w pokoju. Mężczyzna z którym była w nocy siedział w nogach łóżka i właśnie zakładał spodnie. Teraz gdy do pokoju przez cienką zasłonkę przebijało się poranne, matowe słońce mogła uważniej mu się przyjrzeć. Był wysoki, ale niezbyt masywny. Smukła twarz uwydatniała jego zgasłe, brązowe oczy. Nie był jakoś szalenie przystojny, ale nie był też na tyle brzydki, żeby umilać sobie czas w towarzystwie prostytutek. Mógł pójść do klubu i poderwać jakąś normalną dziewczynę. Nie powinien mieć z tym problemów. Jakby nie było wczoraj wydawał się miły, trochę dziwny, ale momentami dobrze się przy nim czuła, a niezwykle rzadko się to zdarzało. Bez wątpienia przejawiał dużo wyższą kulturę niż reszta jej klientów, a na dodatek tak szafował pieniędzmi, równie dobrze mógłby pójść do normalnej agencji. Więc dlaczego przyszedł tutaj? Niewykluczone, że to była jej szansa na wydostanie się z tego horroru. Postanowiła spróbować z nim porozmawiać.
- O, już się obudziłeś –gość nawet się nie odwrócił. Widząc jego brak zainteresowania uśmiechała się niepewnie co kuriozalnie kontrastowało z jej zapłakanymi oczami. - Hej, ja Ci się wczoraj przedstawiłam, a Ty mi nie. Jak masz na imię?
- Damian – odpowiedział krótko nie przejawiając jakichkolwiek emocji, zdawał się być całkiem nieobecny.
- Ładne imię. - zaczęła mówić unosząc się w tym samym czasie z pozycji leżącej - Wiesz... - ciągnęła, ale wnet przerwała, ponieważ jej uwagę przykuł leżący na ziemi zielony banknot.
Ciekawe jak się tam znalazł. Być może mu wypadł, albo specjalnie go tam rzucił żebym go wzięła, bo chce mieć pretekst, żeby mnie uderzyć. Nie chyba nie byłby do tego zdolny. A może tego faceta podnieca jak kobieta tarza się po podłodze za pieniędzmi.
Milena rozważała wiele możliwości i dopiero kiedy przetarła zmęczone, załzawione oczka zauważyła, że to nie jest żaden banknot tylko zdjęcie. Żeby je podnieść musiała się delikatnie przychylić, a gdy się wyprostowała zaczęła wnikliwie je oglądać.
Fotografia przedstawiała kobietę i jej partnera, który zręcznie obejmował ją w tali na tle soczyście zielonych krzewów jałowca. Uradowana twarz mężczyzny skierowana była w stronę obiektywu, kobieta zaś stała na palcach z wargami tuż przy jego lewym uchu, wyglądała jakby coś do niego szeptała.
Zastanawiające, że dzieliła z nią aż tyle cech wyglądu. Podobny wzrost, ten sam zadarty nos i kolor włosów które tak samo jak u niej sięgały prawie do ramion. Lekkie zdziwienie po chwili przerodziło się w ogromne zdumienie. Wszystko wskazywało na to, że mężczyzną z fotografii był Damian, jej klient. Ale czy to możliwe, że ten apatyczny mężczyzna którego obliczę szpecą sińce pod oczami, może być tą rozbawioną postacią ze zdjęcia? Jeśli tak to jej jedyna nadzieja właśnie została pogrzebana, nawet jeżeli zdradzał żonę to na pewno nie przygarnie pod dach prostytutki. Chyba, że jest rozwiedziony.
Spojrzała na zdjęcie po raz ostatni, a następnie wyciągnęła rękę w której je trzymała w stronę Damiana. Był już niemal kompletnie ubrany. W momencie wypowiadania przez Milenę kolejnych słów narzucał na siebie czarną, zamszową kurtkę zdobioną szarym, naszytym paskiem skórzanego materiału na plecach.
- To chyba Twoje?- spytała pewna siebie. Biorąc pod uwagę ile ulgi przynosi odzyskanie zguby na pewno zapunktuje. Damian z lekkim opóźnieniem odwrócił się, ślepia zrobiły mu się wielkie jak dwa spodki od filiżanek.
- Oddawaj to!!! - ryknął tak donośnie jak gdyby krzyczał przez megafon. Chwycił ją za filigranowy nadgarstek z przesadnie dużą siłą i wyrwał swoją własność. Zszokowana spojrzała na niego tępo jakby w transie. To co zobaczyła wykuło jej się w pamięci do końca jej krótkiego życia. Były to faunistyczne rysy tak wynaturzone, że mimo lat spędzonych wśród najgorszych szumowin, nie mogła przypomnieć sobie by widziała coś podobnego u innego człowieka. Nawet twarz mężczyzny który ją tak dotkliwie zmasakrował nie była tak potworna. Co się z nim dzieję? Co robić? Nie mogła się teraz wycofać, już dawno nie była w takim stopniu zdeterminowana do zmiany swojego życia. To zrozumiałe, że się zdenerwował, to musi być coś co wiele dla niego znaczy.
Damian był już spokojniejszy, jeszcze tylko głęboko oddychał. Siedział na łóżku, opierając łokcie o kolana, a złożone dłonie w których trzymał cenną fotografie, przytykał sobie palcami skazującymi do czoła, sprawiając przy tym wrażenie jakby się modlił. Milenie wydawało się, że to ona była przestraszona, jednak widząc swojego klienta zdała sobie sprawę jak bardzo przerażała go świadomość straty tej, bez wątpienia ważnej dla niego pamiątki.
Po chwili milczenia schował zdjęcie do wewnętrznej kieszeni swojej kurtki, tam gdzie trzymał portfel. Musiało mu wylecieć jak wyjmował pieniądze za tamtą nietypową usługę. Czegoś takiego jeszcze nikt jej nigdy nie zlecił. Co prawda zdarzali się dewianci którym za odpowiednią zapłatą ssała palce u stóp, albo kneblowała ich swoją bielizną, ale pierwszy raz ktoś prosił żeby wyznawała mu miłość. Oczywiście wywiązała się z tego zobowiązania i za każdym razem kiedy szczytowała powtarzała nieustannie, rozkoszne „kocham cię”. Nawiasem mówiąc był to pierwszy raz kiedy przeżyła orgazm, jeszcze nigdy nie zdarzyło jej się czuć tak swobodnie przy jakimkolwiek kliencie. W nocy, mówiąc Damianowi „kocham”, mimo, że tylko na niby czuła się taka wniebowzięta, bezpieczna, trochę jakby radosna. Dziwne, ale ona naprawdę chciała się z nim kochać.
Milenie nagle wydało się to takie oczywiste. Bodźcem który motywował ją do ciągłych prób przekonania go do siebie nie była przede wszystkim chęć wyzwolenia się ze zniewalających okowów losu. Lodowata zawierucha którą kroczyła od bardzo, bardzo dawna zmroziła jej serce tak dogłębnie, że zapomniała jak to jest darzyć kogoś sympatią i cieszyć się sympatią innych. Czuła to samo co na początku podstawówki kiedy to największy rozrabiaka w klasie ciągał ją za warkoczyki, a ona ganiała go po korytarzu i udawała, że się złości. To samo czuła do swojego nauczyciela od angielskiego przez całe liceum, była jednak zbyt rozważna żeby mu o tym powiedzieć, przecież on miał żonę i dziecko. Nigdy nie potrafiła roztropnie lokować swoich uczuć, a w tym wypadku nie było wyjątku. Jej serce ożyło i znowu zaczęło cichutko bić dla niewłaściwego faceta.
No i co teraz? Przecież nie powie mu, wiesz podobasz mi się, zamieszkajmy razem. Wziąłby ją za wariatkę albo ją wyśmiał. Najlepiej będzie się wytłumaczyć, być szczerą i nie dotykać więcej żadnych jego rzeczy.
-Bardzo przepraszam, nie chciałam Cię wyprowadzić z równowagi. Mam nadzieję, że się nie gniewasz?
- Nigdy więcej tego nie rób. - odpowiedział ochryple, zapewne nie stronił od alkoholu, nie wyglądał też na typ hulajduszy. Wciąż siedział tyłem, tak samo jak jeszcze minute wcześniej, zupełnie jakby nie było tamtego wybuchu.
- Naprawdę nie chciałam, spójrz mam wejściówki w takie jedno fajne miejsce. – Otworzyła szufladę i wyjęła z niej dwie niewielkie karty przypominające wielkością te do gry w pokera. - Jak chcesz to możemy pójść tam razem?
- Nie.
- Hej, nie myśl sobie, że jestem jakaś napalona. - nieudolnie udawała oburzenie - Po prosu dostałam je od koleżanki i nie miałam z kim iść, i pomyślałam o Tobie, wydajesz się w porządku, to wszystko. - postanowiła być szczera, a już zaczęła kręcić. To oczywiste, że nie dostała ich od koleżanki, przecież żadnej nie miała. Zwyczajnie ukradła je jednemu kolesiowi. Milenę cechował nieprzyjemny nawyk opróżniania portfeli swoich gości kiedy Ci sobie spokojnie spali. Rzadko kiedy trafiał się dobry pracodawca, a większość pieniędzy oddawała „tatusiowi”, było trzeba sobie dorabiać. W chwili kradzieży nie miała pojęcia po co bierze coś tak dla niej bezwartościowego. Często podkradała dowody osobiste albo inne dokumenty. Mogłoby się wydawać, że w ten dziecinny sposób mściła się na swoich prześladowcach za to co jej robili.
Kilkanaście sekund ciszy ciszy.
- Jestem pewna, że nam to dobrze zrobi. – Milena wyszła spod koca i usiadła kolanami na łóżku, całkiem naga, próbowała przybrać najbardziej niewinną pozę jaką potrafiła. Na darmo. Damian nie raczył na nią spojrzeć, a nawet gdyby się odwrócił to pewnie nie zrobiłoby to na nim najmniejszego wrażenia. Zmieniła pozycję i przybliżyła się do niego trzema ruchami, posuwając kolanami po wypłowiałym kocu. Oparła się na nim nachalnie, kładąc mu lewą rękę na lewym ramieniu. Prawą zaś niezauważenie włożyła mu do zewnętrznej kieszeni kurtki, czerwony kartonik na którym można było przeczytać dwa zdania, jedno pod drugim. „KLUB EKSTAZA. Pozwól owładnąć się uniesieniu”. Na dole małym drukiem widniało jeszcze nazwisko właściciela.
- No to co? Jesteśmy umówieni?
Damian podniósł się spontanicznie wykonując jednocześnie szybki obrót. Milena nie była do tego przygotowana i musiała wykazać się wyczulonym zmysłem równowagi żeby nie spaść na podłogę.
- Może w wieczorówce was tego nie uczyli, – zaczął sarkazmem – ale „nie” to podstawowe słowo o charakterze negującym, mające na celu zaprzeczenie. Jak widzę ludzie TWOJEGO pokroju nie rozumieją tak prostego słowa jak „nie”. - skończył okrutnym sarkazmem.
Ta kropla nie zmieściła się już do czary w której gorycz się przelała. Sekunda po sekundzie jej stan z pozornie opanowanego przeistoczył się w histerię. Najpierw wargi zaczęły drżeć, potem oczy zaszły gęstymi łzami. Na końcu nastąpił nieunikniony wybuch płaczu który sprawił, że kolejne słowa wykrzyczała bardzo niewyraźnie.
- Co Ty sobie wyobrażasz?!!! Kim Ty niby jesteś, żeby mnie tak traktować?!!! Nie znasz mnie!!! Nie wiesz co czuje!!! Myślisz, że chce taka być?!!!
- Czy to było pytanie retoryczne? - zadrwił z niej, a po wyrazie jego twarzy można było zgadnąć, że sprawia mu to przyjemność.
Milena w niemal jednej chwili poderwała się z łóżka i wyrosła tuż przed Damianem. Bez żadnego ostrzeżenia zaczęła zażarcie okładać go pięściami gdzie popadnie. Nie potrafiła się opanować. Jej ciało ogarnęła niepohamowana wściekłość. W tym momencie chciała po prostu go zranić, wygarnąć mu co o nim sądzi, żeby poczuł się okropnie, tak jak ona.
- Ty śmieciu! Ty pieprzony sukinsynu! Jesteś niczym! Zwykłym śmieciem! Beznadziejnym śmieciem bez uczuć! Jesteś niczym! Słyszysz?! - Damian nic nie robił. Tylko stał i z pokorą przyjmował kolejne ciosy, i obelgi. Co pewien czas tylko bezdźwięcznie poruszał ustami, jakby z kimś dyskutował. - Myślisz, że chce taka być?! Myślisz, że chce taka być?! Myślisz, że chce taka być? - Zmęczona i obolała przerwała daremną batalię. Dłonie które jeszcze chwilę wcześniej zadawały ból teraz miały za zadanie zakryć święcącą od płaczu twarz. Osunęła się na kolana całkiem zrezygnowana. Z zasłoniętymi ustami, smakując słone łzy nie przestawała zadawać pytania na które nie liczyła uzyskać odpowiedzi.
- Myślisz, że chce taka być? Myślisz, że chce taka być? Myślisz, że chcę taka być?
- Oczywiście, że nie. - był poważny, w jego ochrypłym głosie już nie występowała tamta irytująca nuta sarkazmu. Milena podniosła mokre, pełne nadziei oblicze - Ale wszyscy pływamy w wodach wielkiego Babilonu, a kto się topi nie może liczyć na ratunek. Ludzie wolą odwrócić się i popłynąć w drugą stronę udając, że niczego nie widzą.- Damian udał się w kierunku wyjścia.
- Czekaj! Ale przecież Ty nie musisz być taki. Proszę, nie zostawiaj mnie, ja tylko chce żyć normalnie. Jestem taka smutna. Codziennie się budzę i pragnę umrzeć. Nienawidzę swojego życia. Pomóż mi! Błagam!. - zniekształcony przez wylewający się z niej płacz wysoki głos brzmiał równie rozpaczliwie co ostatnie prośby konającego żołnierza, który nie chce umierać.
Damian niespodziewanie zatrzymał się w połowie drogi do drzwi po czym zawrócił. Podszedł do roztrzęsionej Mileny, kucnął przed nią, czule objął jej dłoń i pomógł powoli wstać. Patrzył na nią kilka długich sekund żeby na końcu uchylić lekko usta i wypowiedzieć słowa które uradowały jej zadręczoną duszę.
- Masz racje, świat jest taki zły, bo ludzie sobie nie pomagają, ale nie musi taki być. Wystarczy zrobić coś dobrego i ocalić chociaż jedną osobę na przekór wszystkiemu. Mój samochód stoi na dole. Pojedziesz ze mną, trochę u mnie pomieszkasz, a potem zobaczymy co dalej.
To co się właśnie wydarzyło byłoby najpiękniejszą rzeczą o jakiej mogła marzyć gdyby nie jeden szkopuł, że działo się to tylko i wyłącznie w jej wyobraźni. W rzeczywistości Damian faktycznie stanął i odwrócił się około dwa metry przed drzwiami wyjściowymi, jednak zamiast podejść do niej tylko spojrzał na nią spod krzaczastych brwi i wykrztusił zlepek ostatnich słów jakie od niego usłyszała.
- Jesteś dziwką i nawet gdybyś przestała się sprzedawać to i tak nią pozostaniesz. Ja Ci nie mogę pomóc i nikt nie może. Sama siebie posłuchaj, jesteś żałosna. - Milena zdążyła spojrzeć mu w oczy po raz ostatni zanim ponownie się odwrócił i wyszedł.
Znerwicowana, drżąca postać klęcząca po środku mieszkania patrzyła na zatrzaśnięte drzwi jeszcze przez pewien nieokreślony czas ślepiami które mówiły „Nie wierzę, to nie może być prawda. On wróci, na pewno wróci.” Wyczekiwała na cud ostatkami nadziei, ale nie usłyszała zbliżających się kroków, ani tym bardziej skrzypienia zasłużonych drzwi. Nagle błyskawicznie poderwała się z kolan i niczym opętana zaczęła demolować cały pokój.
- Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!!! Nieeeeeeeeeee!!! - wrzeszczała ile tylko miała sił w płucach niszcząc wszystko co wpadło jej w ręce. - Dlaczego?!!! Dlaczego ja?!!! Dlaczego jaaaa?!!! Boże zabij mnie!!! Błagam zabij mnie!!! Chce umrzeć, błagam!!! Zaaabij mnie!!! - nagle poczuła przeszywający ból w stopie, przewróciła się po czym zabolały ją dłonie i kolana. Wdepnęła i upadła na szkło z rozbitego wazonu który stłukła rzucając nim z drugiego końca pokoju. Pokracznie wstała żeby zbliżyć się do okna. Obnażona, zakrwawiona, zgrzana i wycieńczona, stojąc na palcach i opierając się nadgarstkami o parapet. Spojrzała z góry na zanurzone w białej, gęstej mgle miasto, które teraz wydawało się nawet bardziej posępne niż zazwyczaj. Z klatki schodowej wyszedł znajomy mężczyzna, jej klient Damian.
- Masz rację. - szepnęła bardzo cicho – Nikt mi mi nie pomoże, nawet Bóg. - spokojnie otworzyła okno za pomocą klamki prowizorycznie wykonanej z kombinerek zaciśniętych na metalowym bolcu. - Bóg mnie nie wyręczy.
Zamknęła oczy i zaczęła powoli kołysać się w przód i w tył coraz to śmielej wychylając się przez otwór w ścianie do momentu aż straciwszy równowagę wyleciała z czwartego piętra. Spadając delektowała się ostatnimi trzema sekundami wolności.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Talia
Diamond Bitch



Dołączył: 31 Paź 2008
Posty: 68
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: że znowu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:51, 10 Sty 2009 Temat postu:

Cytat:
Przetarł oczy tą samą ręką która


Przed ''która'' nie powinien być przecinek>?



Cytat:
Budzik znalazł się dopiero na podłodze, gdzie musiał go strącić kiedy ten natrętnie próbował wyrwać go z objęć morfeusza, tak przyjemnych w chłodne, jesienne poranki.


Trochę za długie to zdanie, choć wiem, że chciałeś dobrze.
Czasem można zbudować dwa mniejsze, ale równie ładne i zgrabne.



Cytat:
Jako, że nigdy się nie uczył miał dużo wolnego czasu


Nie jestem mistrzem interpunkcji, ale po ''uczył'' też chyba powinien być przecinek.



Cytat:
Usiadł na łóżku, a następnie opieszale wstał i podszedł do otwartej,


Trochę to nielogiczne, nie uważasz? ;]




Cytat:
Dobranie się do majtek takiego egzemplarza nigdy nie zajmowało mu więcej niż dwa dni.


Tak długo?? Cool


Na razie doszłam do pierwszego akapitu. I muszę przyznać, że to wciąga, mimo prezentowanej w tym opowiadaniu zwyczajnej codzienności.
Nawet gdybyś nie podpisał się pod tym tekstem wiedziałabym na sto procent, że napisał to facet. Specyficzny męski humor przebija tu jak słońce przez naszą atmosferę. Wink
Podobają mi się niektóre zwroty np.

Cytat:
Gdyby miał sporządzić listę rzeczy które najbardziej lubi to zapisałby na niej trzy punkty:
1.Laski.
2.Zaliczać laski.
3.Porzucać laski.


ja wiem, że w gruncie rzeczy nie jest to specjalnie odkrywcze, ale prawdziwe i mnie się podoba. Chcę tylko znaleźć czas by dobrnąć do końca! Tego rozdziału rzecz jasna... Cool
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vincent Vega
Literacki napaleniec



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: znad Wód Wielkiego Babilonu
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 15:15, 10 Sty 2009 Temat postu:

Proszę nie zwracać mi uwagi na interpunkcje, bo ja miałem 2 z polskiego na koniec liceum;)

A co tego zdania "Usiadł na łóżku, a następnie opieszale wstał i podszedł do otwartej,"
to masz racje, powinno być "Usiadł na łóżku, a następnie opieszale podszedł do otwarte,".

U Stephena Kinga jedno zdanie potrafi być jednym akapitem liczącym sobie 3 linijki, ale on na pewno składa zdania lepiej niż ja. Jednak przyznam, że jak to pisałem to też mi się rzucało w oczy, ale pomyślałem sobie, że mimo wszystko ma swój urok.

"Dobranie się do majtek takiego egzemplarza nigdy nie zajmowało mu więcej niż dwa dni." Dwa dni bajerowania;p
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MadMack
Nowicjusz



Dołączył: 11 Sty 2009
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Chicago
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:02, 11 Sty 2009 Temat postu:

Cóż. Przeczytawszy twą opowieść stwierdzam, że mi się podoba. Jest w tym trochę prawdy. Mimo, że nie było tego wiele, ujrzałem obraz ludzi - ludzi z marginesu ( prostytutka ), ludzi biednych, którzy walczą o przetrwanie ( taksówkarz ), ludzi szarganych przeszłością ( Damian ), czy też ludzi rozpieszczonych, myślących o sobie w " lepszych " kategoriach ( Konrad ). Szczerze, to znam ludzi praktycznie z każdej kategorii jaką tu przedstawiłeś, dlatego to opowiadanie staje się dla mnie jeszcze bardziej prawdziwe. Błędów językowych się czepiać nie będę - dla mnie zawsze bardziej liczyło się to, co autor ma do przekazania, a nie jak to przekazuje. Chociaż, jest jeden fragment, który wyłapałem:

" Damian wpatrywał się w Milenę rozkojarzonymi oczami nie wiedząc co ma zrobić. Chciał żeby przestała tak na niego patrzeć i żeby przestała się uśmiechać. Niech lepiej już nic nie mówi, pomyślał, nienawidzę gdy ludzie wzbudzają we mnie litość.
- A tak w ogóle to nazywam się Milena, nie Natasza. - dalej słodko się uśmiechała. "

Rozumiem, że narrator jest wszystkowiedzący, ale wydaje mi się, że powinno być użyte imię Natasza. W końcu dziewczyna przedstawia się dopiero później.

Pozdrawiam,
MadMack
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vincent Vega
Literacki napaleniec



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: znad Wód Wielkiego Babilonu
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 23:01, 11 Sty 2009 Temat postu:

Masz plusa;)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adder
Gryzipiórek



Dołączył: 18 Lut 2009
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:57, 18 Lut 2009 Temat postu:

Podoba mi się sposób w jaki piszesz. Chętnie brnie się dalej, chcąc poznać dalsze losy. Stylowo nic nie zgrzyta, jest bardzo przejrzyście.
Na razie przeczytałam pierwszą część, za drugą zabiorę się jutro bądź pojutrze.
Piszesz, że miałeś 2 z polskiego. To się odbija na tekście jeżeli chodzi o błędy. Jest ich niewiele ale wyłapałam kilka ortograficznych wpadek Wink Dobra beta powinna pomóc.
Tekst. Jak najbardziej prawdziwy. W mojej szkole są dziewczyny pracujące jako dziwki. Widać to nawet w ich zachowaniu na korytarzu, jednak dzielą się na te bardziej luksusowe –starsze i młodsze – wyglądające jak siedem nieszczęść. Cóż… Aha, podoba mi się jeszcze to, że akcja dzieje się w Polsce.
Pozdrawiam,
Add
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adder
Gryzipiórek



Dołączył: 18 Lut 2009
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:08, 20 Lut 2009 Temat postu:

Widzę, ze oboje przebrnęliśmy dalej w naszych tekstach.
Piszesz Konrad, ja widzę swojego znajomego – wypisz wymaluj identyczny charakter. Ale bardziej przypomina mi Draco Malfoya, na wpół kanonicznego lecz bardziej w stronę FF. Jednakże nie podejrzewam Cię o czytanie tego typu( w większość) chłamu.
Konrad jest zepsuty ale ma jeszcze jakieś dobre odczucia (obrzydzenie do samego siebie). Wróć. Znam nawet dwóch takich chłopków. Lans lans i tak dalej. Konrad jest przykładem co się dzieje, gdy pozwolisz dziecku robić co chce. Do tego dołóżmy pieniądze, wysoko postawionego tatusia i mamy potwora.
Milena mi się nie podoba, jej postać, przemyślenia. I to nie dlatego, że jest z marginesu. Prostytutki, kurtyzany itd. to wdzięczne postaci do opisywania i używanie w tekstach z różnych epok ;D
Nie wiem czy to zabieg celowy czy wyszło Ci to tak przypadkiem. Dialogi dawały sztucznością, jej rozmowa z Damianem, te krzyki, wyzwiska. Nie wiem, nie podobało mi się. Bynajmniej nie dlatego, ze mam uprzedzenia do wulgaryzmów w utworze. One nadają charakter, jednak tu jestem na nie.
Jeżeli chodzi o styl to wciąż jest bardzo dobrze. Na błędy już nie zwracam uwagi, żadnego nie zauważyłam przynajmniej. Piszesz ciekawie, bez zbędnego lukrowania, jak już ktoś zauważył typowo męskim stylem. Miła odmiana po tekstach pisanych przez niemal same dziewczyny. I jeszcze odnośnie zdań ślimaków. Jestem jak najbardziej na tak. Nie przeszkadzały mi, ba, nie zauważyłam ich. Dalej czyta się płynnie.
I taka mała prośba byś oddzielał poszczególne fragmenty jakimś znaczkami. Znacznie ułatwiłoby to odnalezienie się w sytuacji.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vincent Vega
Literacki napaleniec



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: znad Wód Wielkiego Babilonu
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 15:13, 20 Lut 2009 Temat postu:

Widzę, że się znasz na rzeczy bo faktycznie, już sobie postanowiłem, że jak tylko nabiorę doświadczenia to wrócę i poprawię cały rozdział. To bardzo ważny rozdział, a jest w nim zbyt wiele sprzeczności i jak już powiedziałaś dialogi są sztuczne. Trochę już wcześniej zmieniłem, wersja na forum nie jest najnowsza. Scena z krzykami na pewno zostanie choć przed nią znajdą się poprawki, które ułatwią zrozumienie sytuacji.
Mam jeszcze jedno miejsce które chcę poprawić, ale we fragmencie którego nie ujawniłem, dokładniej to chodzi o bardzo drewniany dialog.


Ostatnio zmieniony przez Vincent Vega dnia Pią 15:32, 20 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adder
Gryzipiórek



Dołączył: 18 Lut 2009
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:38, 20 Lut 2009 Temat postu:

Czy się znam? Wątpię. Nawet Twojego tekstu nie mam z czym porównywać więc moja ocena jest czysto subiektywna.
Jeżeli chodzi o drętwość dialogów, to bardzo łatwo w to wpaść i nawet się zauważyć. Dlatego najlepiej pisać gdy ma się natchnienie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vincent Vega
Literacki napaleniec



Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: znad Wód Wielkiego Babilonu
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 15:42, 20 Lut 2009 Temat postu:

Natchnienie to nie jest coś co wpada przez okno i rozsiewa wokół czarodziejski proszek od którego zostaje się najlepszym pisarzem świata. Ono przychodzi w gości, siada na łóżko a ty musisz je pytać i naciskać żeby Ci coś podpowiedziało. Tylko czasami coś mu odwala i pisze zamiast Ciebie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adder
Gryzipiórek



Dołączył: 18 Lut 2009
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:47, 20 Lut 2009 Temat postu:

Jak mnie akurat Wen nawiedzi to pisze, pisze i błędy, nawet te podkreslone na czerwono poprawiam na koniec. Chyba, że pisze w zeszycie, to już w ogóle nie zwracam na to uwagi. Wychodzi przy przepisywaniu. Lubię pisać pod wpływem chwili, na ciekawe rzeczy się wpada.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum www.talia.fora.pl Strona Główna -> Lupanar Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB (C) 2001, 2005 phpBB Group
Theme Retred created by JR9 for stylerbb.net Bearshare
Regulamin